9 listopada 2016

Rozdział 1


Październik 2016


''Co za miła odmiana'' pomyślał Aleksandar Atanasijevic, wysiadając z samolotu. Miał na myśli oczywiście słoneczną pogodę. Kiedy wylatywał z Belgradu, mocno padało. Jesień pełną parą.
Podczas pobytu w Polsce pogoda również go nie rozpieszczała. Nie to co tutaj. Był październik, a temperatura bliska 30 stopni. Odetchnął głęboko, założył czarne Ray-bany i spojrzał w niebo. Rozpoczynał nowy rozdział w życiu. Czekał na ten moment od w chwili, w którym podziękowali mu za grę w Bełchatowie. Chociaż podziękowali to zbyt mocne słowo, ale w Polsce tak się postępuje ze sportowcami, którzy nie mają zamiaru się podporządkować. W końcu udowodni wszystkim ile wart jest tak naprawdę.
Z głębokich, jak na jego możliwości, rozmyślań wyrwał go piskliwy głos.
-Jezu Aleks, rusz się wreszcie!
-Nie drzyj się tak- odpowiedział swojej dziewczynie niezbyt miłym głosem. Zaczynała poważnie działać mu na nerwy. Z reguły bardzo za nią tęsknił, ale gdy dochodziło do spotkania, już po godzinie miał jej dość.
-Jak Ty się do niej odzywasz?!- skarciła go matka. Super jeszcze tego mu brakowało, żeby matka i Sara utworzyły jakąś koalicję.
-On się tak zachowuje cały czas- zawyła Sara płaczliwym tonem. Tylko na tyle mogła się zdobyć, gdyby rzeczywiście się popłakała, to rozmazałaby sobie makijaż. To by była dopiero katastrofa!
-Aleksandar, nie tak Cię wychowałam- chłopak przewrócił oczami i zrezygnowany zwrócił się do swojej lubej:
-Sorry mała- chyba nie podziałało, bo upokorzona strona wydęła usta i ignorując Aleksa, zaczęła rozglądać się na boki.
-Dobra spadamy, bo głodny jestem- oznajmił siatkarz i ruszył przed siebie.
-Ale, ale...
-Co znowu?!
-MADONNY NIE MA!
-Jak to?
-Normalnie, ten idiota, który się nią zajmował, gdzieś zniknął!
-Zaraz mnie coś trafi...
-Zrób coś!
-Jeśli myślisz, że będę latał za Twoim głupim...- nie dokończył, bo Sara zamachnęła się i walnęła go z liścia. Z zaskoczenia aż się cofnął, a dziewczyna wpadła w histerię. Na szczęście zaraz na horyzoncie pojawił się wyżej wymieniony idiota prowadząc Madonnę. Serbka szybko swoją wściekłość przekierowała na asystenta, który podczas podróży opiekował się jej skarbem. Biedny chłopak, chciał tylko, żeby Madonna po czasie spędzonym w samolocie, w końcu załatwiła się jak trzeba.
-Czy ja Ci pozwoliłam się z nią oddalać?!
-Ja…
-Nie pozwoliłam, a teraz mi ją oddaj!- i wyrwała mu z rąk ślicznego maltańczyka, który chyba nie był z tego powodu zadowolony. Ogólnie to cały czas się trząsł z przerażenia- już dobrze…- mówiła do psa kojącym głosem, ale on wciąż próbował się uwolnić.
-Ej, Ty Ivo- zawołał Aleks do chłopaka- weź walizki!
-Ivan-odparł chłopak poirytowanym głosem- mam na imię Ivan!
Ale nikt go już nie słuchał. Zrezygnowany, ciągnąc walizki, powlókł się za nimi.

                                                                                              ***

-Gdzie mama?- zapytała Aga, wchodząc do kuchni.
-Poszła do solarium- odparł Marco z uśmiechem. Marco Moretti był drugim mężem mamy Agnieszki. To dla niego przeprowadzili się do Włoch 8 lat temu.
-Nigdy nie zrozumiem tej kobiety- westchnęła Aga i wzięła się za pożeranie jogurtu.
-Opalenizna jej wyblakła. A z resztą opalanie w solarium jest mniej czasochłonne niż wylegiwanie się na plaży przez cały dzień- rzekł z powagą mężczyzna.
-Mówi to człowiek, który jest ciapaty od urodzenia…
-Co to znaczy ciapaty?
-Tak w Polsce się mówi na osoby o ciemnej karnacji- odpowiedział mu brat Agi, Karol, który właśnie wpadł do kuchni.
-Hmm, zapamiętam.
-Ej siostra, podwieziesz mnie do szkoły?
-Nigdzie się nie…- przerwał jej dźwięk sms-a.

Od Aaron:

Hej Groszku!
Wpadaj za 20 min na schody. Będę czekał :*

-Zbieraj się, zaraz jedziemy!- zawołała radośnie Aga do swojego brata i pobiegła na górę się szykować.
-A jej co?- zapytał zdziwiony Marco.
-Russell wzywa- oznajmił cicho. Włoch tylko wzruszył ramionami.
Po chwili rodzeństwo zapakowało się do auta. Aga nuciła sobie pod nosem jakąś bliżej nieokreśloną piosenkę. Wiadomość od Aarona bardzo ją ucieszyła. Już nie mogła się doczekać kiedy go zobaczy. Nie widzieli się od ponad trzech miesięcy. Aaron był amerykańskim siatkarzem i w związku z tym, ostatnim czasem, przebywał na licznych zgrupowaniach reprezentacji USA. Był bardzo zajęty gdyż  2016 rok był rokiem olimpijskim, ale zawsze znalazł trochę czasu, żeby pogadać na skajpaju.
-Jesteśmy- zakomunikowała podjechawszy pod stary budynek szkolny, do którego też kiedyś uczęszczała.
-Dzięki- rzucił tylko chłopak i wysiadł z samochodu, a Aga ruszyła w kierunku stałego miejsca spotkań z przyjacielem.
Kiedy dojechała, zauważyła, że Aaron już siedzi na schodach[1] a w rękach trzyma dwa kubki kawy. Pobiegła w jego stronę. Amerykanin, widząc na co się zanosi, dosłownie w ostatniej chwili położył kawę na ziemi i złapał Agę, która z piskiem wskoczyła mu w ramiona. Dzięki fantastycznej koordynacji ruchowej Aarona nie sturlali się na sam dół i nie potłukli sobie czterech liter.
-Taa Groszku, też się cieszę, że Cię widzę- wymamrotał z trudem, bo głowa dziewczyny wbijała mu się w krtań, co trochę utrudniało oddychanie.
-Tęskniłam- powiedziała cicho w jego T-shirt.
-Brałaś coś?- zapytał zaskoczony Aaron, wyswobadzając się z niedźwiedziego uścisku. Aga nie była wylewną osobą, dlatego to wyznanie bardzo go zdziwiło.
-Pokaż już ten medal!- zażądała zmieniając temat. Wyciągnął z kieszeni srebrny krążek i podał go Adze.
-Hmm, szału nie ma, staniki nie latają- zażartowała oglądając go z każdych stron.
-Pff, toż to zniewaga- oburzył się Russell i wziął z powrotem swoją własność.
-Heloł! To Ty trzymasz medal w kieszeni.
-Lubię go mieć przy sobie- powiedział i pomiział się nim po policzku- a z resztą jest mój i mogę sobie z nim robić, co chcę!
-Głupek.
-Po prostu mi zazdrościsz.
-Srebrnego medalu?!- Aga wybuchnęła śmiechem- mam Ci przypomnieć, z kim ponieśliście sromotną klęskę w finale?
-Oj tam, oj tam. Przyfarciliście i tyle.
-Taa, pewnie.
-A właśnie, przywiozłem Ci coś.
-Ale fajnie- odparła podekscytowana Aga. Jej entuzjazm zmalał, gdy okazało się, że tym fantastycznym prezentem był breloczek do kluczy z napisem ‘’RIO’’.
-Nie podoba Ci się- zauważył urażony.
-No wiesz, spodziewałam się raczej Matta Andersona w walizce, ale breloczek to też nie głupia sprawa. Nawet bardzo przydatny… Masz gest.
-Niestety Matty nie zmieścił się do walizki. Do Włoch też się w najbliższym czasie nie wybiera, więc musi Ci wystarczyć breloczek. Może Cię pocieszy to, że raz oberwał nim w głowę.
-Wow, mój breloczek dotknął głowy Matta Andersona. Teraz mogę umierać szczęśliwa.
-Mam też to- i wyciągnął z treningowej torby antyramę wielkości A4. Tym razem prezent okazał się trafniejszy. Było to zdjęcie Andersona z gołą klatą, owiniętego flagą amerykańską, wraz z dedykacją.
-‘’Dla dzielnej Agi, która na co dzień wytrzymuję z tym kretynem. Matt’’- przeczytała zszokowana Aga.
-Przynajmniej wie o Twoim istnieniu. Miliony nastolatek zabiłoby za taki dedyk, więc lepiej się tym nie chwal, bo przeczuwam jakieś chore listy z pogróżkami.
-Zapamiętam. Jesteś najlepszy, dzięki.
-Dla Ciebie wszystko, Groszku- powiedział i objął ja, a ona położyła głowę na jego ramieniu. Jak zwykle musiała siedzieć schodek wyżej, żeby mniej więcej być z nim na jednym poziomie. I tak sobie siedzieli, aż nagle spostrzegli Carlę, która akurat przechodziła przez plac. Gdy ich spostrzegła, zmusiła się do sztucznego uśmiechu i podreptała dalej.
-Czasami mam wrażenie, że ona specjalnie tak za nami łazi- powiedział Aaron, patrząc w ślad za swoją byłą dziewczyną. Aga się nic nie odezwała, mimo że minęło już tyle czasu, wciąż czuła się winna.
-W ogóle to Denis i Christian robią imprezę.
-Z jakiej okazji?- Aaron spojrzał na nią jak na głupka- no tak, zapomniałam, oni nie potrzebują okazji.
-Stwierdzili, że trzeba oblać nasze srebro.
-Czyli Ty i Sammy będziecie gwiazdami wieczoru.
-Jak zawsze- odparł siatkarz- a, mam Ci przekazać, że oczywiście jesteś zaproszona.
-O nie!- z reguły wiedziała jak się kończą imprezy w wykonaniu chłopaków, zwłaszcza jeżeli zamieszani są w to Christian z Denisem.
-Najlepsze jest to, że wynajęli klub nocny. Także szykuje się ostra biba- powiedział zachwycony.
-To jest takie dziwne, przecież oni są Niemcami…
-No i?
-Ja wiem, że nie powinno się myśleć stereotypowo, ale Niemcy są tacy, no wiesz noł lajfy, tylko praca i praca, zero poczucia humoru…
-Życie potrafi zaskakiwać. Spójrz na to z innej strony. Polki podobno powinny być najpiękniejsze na świecie- zlustrował ją spojrzeniem od góry do dołu. Oberwał łokciem w żebra.
-Dupek.
-Żartuję, żartuję… Popatrz na swoją mamę, ona jest świetna.
-Serio, nie wierzę, że to powiedziałeś!
-Nie gadaj, że tego nie widzisz.
- O MÓJ BOŻE! Udam, że tej rozmowy po prostu nie było.
-Musisz przyznać, że jest niezła.
-JEST STARA!
-Wolę określenie doświadczona.
-Jesteś obleśny.
-Jestem facetem, czyli wszystko się zgadza- roześmiał się, a Agę przeszły ciary po plecach- fajnie się bawimy, ale…- spojrzał na zegarek- mam trening za chwilę, więc muszę lecieć.
-Spoko- odparła zawiedziona Agnieszka. 
-Zobaczymy się później- pocałował ją w policzek, pożegnał się i pojechał na trening.




[1]Schody w Perugii, na których All Day All Night przesiadują studenci.
Aga i Aaron też.

1 komentarz: