17 listopada 2016

Rozdział 2



Aga wróciła do domu z nadzieją, że nikogo w nim nie zastanie. Zostawiła torebkę w przedpokoju i ruszyła w stronę swojego pokoju z zamiarem umiejscowienia gdzieś swojego nowego cudeńka- zdjęcia Matta z dedykacją. Otwierała już drzwi, gdy nagle z kuchni dobiegł dźwięk rozbijającego się talerza, a zaraz zanim rozległ się pisk matki. ‘’To tyle jeśli chodzi o spokojne popołudnie’’ pomyślała i zrezygnowana udała się do kuchni.
-Co się dzieje?- zapytała matkę, która, zaskoczona jej obecnością, upuściła kolejny talerz.
-Ale mnie przestraszyłaś- powiedziała z wyrzutem- nic się nie dzieje. Gotuję obiad.
-Świetnie, umieram z głodu- odparła zadowolona Agnieszka. Na śniadanie niewiele zjadła, a pomimo wielu wad, jej mama była bardzo dobrą kucharką.
-Do 30 minut powinnam skończyć- zmarszczyła brwi, spoglądając na przedmiot, którą Aga trzymała w ręce- co to jest?
-Prezent od Aarona…
-O, pokaż!- wyrwała jej ramkę z ręki i dokładnie obejrzała- a co to za przystojniak?
-Matt.
-Twój nowy kolega?
-Chciałabym- nie mając ochoty kontynuować tej rozmowy, odebrała swoją własność i zakomunikowała- idę do siebie.
     ***
Aleks miał dość. Nienawidził elementu prezentacji nowego zawodnika w klubie. Te wszystkie sesje zdjęciowe i wywiady, to nie dla niego. I jeszcze zaraz po tym każą Ci iść na trening. Powariowali. Aczkolwiek musiał przyznać, że w nowych barwach klubowych było mu do twarzy. Przebierał się właśnie w strój treningowy, kiedy do szatni wszedł jakiś chłopak. Sądząc po wyglądzie, był to jego nowy kolega z drużyny.
-Siema- przywitał się po angielsku. Przynajmniej był na tyle domyślny i nie gadał do niego po włosku. To też go strasznie wkurzało. Wszyscy chyba założyli, że on tu przyjedzie ze znajomością  języka włoskiego level hard. Jeszcze mieli problem jak ich prosił, żeby przestawili się na angielski.
-Cześć- odparł sucho.
-Nikogo jeszcze nie ma?- zdziwił się szatyn.
-Są, tylko, że już wyszli na halę.
-Aaa, okej. W ogóle to Aaron jestem- przedstawił się i wyciągnął rękę. Serb chwycił ją i potrząsnął.
-Aleks- odparł.
-To akurat wiem- Aleks spojrzał na niego pytającym wzrokiem- no co się tak patrzysz, sławny jesteś, w dodatku te loczki są mega rozpoznawalne- poczochrał mu włosy. Aleks odsunął się ostentacyjnie, a Aaron się roześmiał.
-Jesteś normalny?
-Jeżeli chodzi Ci o moją orientację, to zapewniam, że wszystko z nią w porządku.
-Uff, już się bałem- uspokoił się Serb.
-Więc jak Ci się podoba w Perugii?- zapytał Amerykanin, ściągając koszulkę. Nie mógł długo usiedzieć cicho, a w dodatku był bardzo ciekawski, więc od razu wziął się za przesłuchiwanie ‘’nowego’’.
Tak sobie miło gawędzili, kompletnie nie zważając na to, że trening rozpoczął się jakieś 15 minut temu. Na szczęście Denis jak zwykle czegoś zapomniał- tym razem były to nakolanniki i wracając, poinformował ich o trwającym treningu. Wypadli z szatni i wbiegli na salę zdyszani. Trener na nich nawrzeszczał, oczywiście po włosku, więc Aleks nie wiedział o co kaman, ale postanowił zaryzykować i podjąć próbę usprawiedliwienia się.
-Trenerze, to moja wina, zatrzasnąłem się w toalecie i Aaron musiał pomóc mi się wydostać- skłamał zachowując pełną powagę. Russell zawzięcie kiwał głową dając do zrozumienia trenerowi, że tak właśnie było. Miał tylko nadzieję, że trener nie wie, iż w męskiej szatni nie ma zamka w WC. Nie wiedział. Spojrzał na nich spod byka, wymruczał coś po włosku i odszedł.
-Jeszcze raz ktoś powie coś do mnie po włosku, to zrobię mu krzywdę- oburzył się Aleks, dołączając rozgrzewających się graczy.
-Wyhamuj Tyson. Powiem Ci, że tu tylko kilka osób umie się porozumieć po angielsku. Ogólnie to musisz się nauczyć włoskiego jak najszybciej, bo inaczej lipa stary.
-Jeszcze mi tego brakowało- powiedział już całkiem załamany.
-Spoko, znam taką jedną dziewczynę, co daje korki, jak chcesz to dam Ci na nią namiary.
-Byłoby super- ucieszył się Aleks.
-A i niestety mamy za karę zostać pół godziny po treningu za spóźnienie- rzucił i pobiegł w stronę grupki chłopaków.
                                                                             ***
-Co to jest?! –zapytała z obrzydzeniem Aga, spoglądając na dziwną pomarańczową maź na jej talerzu.
-Zupa z pasternaku i marchwi- odpowiedziała spokojnie pani Natalia.
-Aha.
-Czy mogłabyś chociaż raz w życiu nie narzekać i po prostu być wdzięczną za to, że masz co jeść?!
-Byłabym wdzięczna za pierogi ruskie, a nie jakieś z dupy wzięte zupki! Skąd Ty to w ogóle wytrzasnęłaś?!
-Z książki Ani Lewandowskiej- Aga wybuchnęła śmiechem, co nie bardzo się spodobało jej matce- jak nie chcesz to nie jedz, ale za 20 lat będziesz żałować, że mnie nie słuchałaś!
-Jezu, z kim ja żyję- wstała i wyszła z domu. Na szczęście niedaleko była fajna knajpka. Aga zamówiła spaghetti i rozkoszowała się jego smakiem, pomstując w myślach na matkę. Miała już serdecznie dość jej odpałów, coraz poważniej zastanawiała się nad wyjazdem, ale z drugiej strony w Perugii miała wszystko- studia, przyjaciół, Aarona… Choć ten ostatni równie dobrze z dnia na dzień może jej oświadczyć, że przenosi się do innego klubu i po prostu ją zostawić. Czasem marzyła, że ten idiota w końcu zobaczy w niej kogoś więcej niż przyjaciółkę i że ją stąd zabierze, ale na marzeniach się kończyło. Siatkarz wciąż nie zdawał sobie sprawy z tego, a ona była zbyt nieśmiała, żeby zrobić pierwszy krok. Z rozmyślań wyrwał ją dźwięk telefonu. O wilku mowa. Odebrała i usłyszała głos Aarona.
-Hej groszku, gdzie jesteś?
-W knajpie, jem obiad.
-Matka Cię głodzi?
-Nie, po prostu nie doceniam wartości odżywczych pasternaku.
-Yyy…
-Co to w ogóle jest pasternak?!
-Takie coś podobne do selera…
-To było pytanie retoryczne.
-Aha.
-No więc, co chcesz?
-Aaa, no tak. Bo dzisiaj jest ta impreza…
-Serio muszę na nią iść?- zapytała z nadzieją.
-Tak, nie przejmuj się, to będzie skromna impreza.
-Taa, skromna impreza w klubie nocnym…
-Nie dramciaj, przyjadę po Ciebie o 20- poinformował ją i się rozłączył.
                                                                             ***
-Hej kochanie, jak pierwszy dzień w nowym klubie?- zapytała Sara.
-Do dupy- podsumował Aleks.
-Dlaczego?
-Wszyscy mówią po włosku, spóźniłem się na trening i za karę musiałem zostać dłużej, a no i ta cała beznadziejna sesja zdjęciowa rano.
-To naprawdę zaskakujące, że we Włoszech wszyscy mówią po włosku!
-Bardzo śmieszne.
-Nie przejmuj się, jutro będzie lepiej. Potrzebujesz paru dni na aklimatyzację- powiedziała odkrywczo.
-Przynajmniej chłopaki są spoko- to była prawda. Spędził z nimi półtorej godziny, a już wiedział, że atmosfera w zespole jest świetna i wszyscy się lubią. Zaprosili go nawet na imprezę wieczorem, ale raczej  nie miał zamiaru się wybrać. Był wykończony, a w dodatku musiałby zabrać Sarę.
-Wyskoczymy coś zjeść?- zaproponowała dziewczyna, szybko tracąc zainteresowanie problemami swojego chłopaka.
-Tylko się przebiorę- odpowiedział i poszedł do sypialni. Gdy był już gotowy, zauważył, że z bluzy wyleciała mu karteczka. Był to numer do korepetytorki. Podniósł ją i schował do tylnej kieszeni dżinsów. Jeszcze nie zdecydował, czy rzeczywiście skorzysta z usług tej dziewczyny.
                                                                              ***

-No, no, no- powiedział Aaron na widok Agnieszki, która właśnie wyszła  spod prysznica.
-Co Ty tu robisz?!- zapytała zaskoczona i owinęła się bardziej ręcznikiem, niestety na niewiele się to zdało, bo Amerykanin pożerał ją wzrokiem.
-Nudziło mi się, więc przyszedłem wcześniej. To była chyba najlepsza decyzja w moim życiu.
-Przestań się gapić!- wrzasnęła, ale jej nie słuchał, wciąż bezczelnie na nią patrzył. Rozejrzała się, wzięła z biurka książkę i rzuciła w niego. Oberwał w sam środek czoła. Strzelił focha, ale przynajmniej przestał się gapić. Wzięła szybko ciuchy i ubrała się w łazience. Gdy wróciła, Aaron leżał rozwalony na jej łóżku, które , tak na marginesie, było dla niego za krótkie.
-Powiesiłaś Andersona- powiedział grobowym tonem.
-Nom.
-Cieszę się- nie wyglądał, ale okej. Aga położyła się koło niego i zapytała:
-Dalej się fochasz?
-Tak.
-Przepraszam.
-Nie ma tak łatwo, popatrz- podniósł się i wskazał palcem na swoje zaczerwienione miejsce- oszpeciłaś mnie!
-Przesadzasz, przecież gorzej być już nie mogło.
-Oj, teraz to przegięłaś- oznajmił i przystąpił do ataku. Zaczął ją łaskotać, choć wiedział, że tego nienawidzi. Próbowała się bronić, ale nie miała najmniejszych szans z człowiekiem jego rozmiarów. Nie mogła się poruszyć, bo prawie na niej leżał i w dodatku trzymał jej ręce, żeby nie oberwać. Chciała błagać o litość, ale postanowiła cieszyć się chwilą, w której jest tak blisko niego.
-Masz już dość?- zapytał pochylając się nad nią. Był naprawdę blisko. Popatrzył jej głęboko w oczy i spoważniał. Aga wstrzymała oddech, gdyby podniosła głowę o jakieś 10 cm ich usta by się spotkały. Miała nadzieję, że Aaron nie czuje jak mocno bije jej serce. Niestety nie dane było jej cokolwiek zrobić, bo do pokoju wpadła jej matka. Była zszokowana zastanym widokiem. Aaron natychmiast zszedł z Agi i cały czerwony jak burak, zaczął się tłumaczyć.
-Bo wie pani, Aga miała atak agresji i musiałem ją jakoś unieszkodliwić- wyrzucił z siebie niewinnym tonem.
-Ja nie wiem, co się z nią dzieje. Dzisiaj też na mnie nawrzeszczała bez powodu.
-Niech się pani nie przejmuje, to się leczy.
-Dzięki Bogu- powiedziała i zmieniła temat- może masz ochotę na zupę z pasternaku i marchwi?
-Uwielbiam pasternak- odparł robiąc maślane oczy do pani Natalii. Adze zrobiło się niedobrze.
-To przyjdź zaraz, podgrzeję Ci- odparła zadowolonym tonem i wyszła z pokoju zdecydowanie za wolno, jak na gust Agi, a Aaron odprowadzał jej tyłek wzrokiem.
-Ślinisz się- zawołała do niego, ale nie zareagował. Myślała, że nie może być nic gorszego od utknięcia we friendzone. Prawdziwa katastrofa jest wtedy, gdy przyjaciel, w którym jesteś beznadziejnie zakochana, ma ochotę na Twoją matkę.
-Aaron!- dobiegł ich głos kobiety z kuchni, a ten jak posłuszny piesek, z prędkością światła, pobiegł na zawołanie.
Aga nie była osobą, która płacze z byle jakiego powodu, ale przy okazji tej sytuacji, ledwo się powstrzymała.
Po około 30 minutach była już u kresu wytrzymałości. Poszła do kuchni i prawie siłą go stamtąd wyciągnęła. Aaron nie był z tego powodu zadowolony i jeszcze zadawał jej głupie pytania w stylu: ‘’O co Ci chodzi?’’ lub ‘’Co ja takiego znowu zrobiłem?’’. Tym razem Aga strzeliła focha i nie odzywała się przez całą drogę.
To, co Russell nazwał ‘’skromną imprezą’’ było tak naprawdę imprezą przypominającą film ‘’Projekt X’’. Z trudem znaleźli Sammy’ego. Była to pierwsza znajoma osoba, którą spotkali, nawiasem mówiąc.
-Hej Sammy- przywitała się Aga i go przytuliła. Za nim też bardzo tęskniła. Z racji tego, że chłopak był bardzo nieśmiały, jak zawsze w takiej sytuacji, mocno się zarumienił.
-Miło Cię widzieć- odparł zawstydzony.
-To ja Was zostawiam na chwilę, bo muszę jeszcze gdzieś podjechać- rzucił Aaron na odchodne.
-Możemy stąd wyjść, bo jestem tu od 5 minut, a już mam dość?- zapytał chłopak.
-Pewnie- niestety, nie obyło się bez przeszkód. Po drodze spotkali Denisa i Christiana, którzy byli już trochę podchmieleni. Mocno wyściskali Agnieszkę, próbowali ją również zachęcić do tańca, na szczęście z pomocą przyszedł jej Holt, który kazał im się odczepić. Urażeni poszli dalej, oczywiście razem, bo jeden bez drugiego nie istniał. Byli jak bracia syjamscy z ADHD, ale nie dało się ich nie lubić.
Gdy w końcu znaleźli się na świeżym powietrzu , usiedli na ławce. Wredna Aga zmuszała biednego Sama do rozmowy. Pytała o mecze, rodzinę i wakacje, a Amerykanin starał się udzielać w miarę satysfakcjonujących odpowiedzi.
-Kobieto, zagadasz mnie na śmierć- wyrzucił z siebie w końcu.
-Muszę czymś zająć myśli- odparła smutno.
-Coś się stało?
-Nic takiego…
-Co on znowu odwalił?- zapytał, mając na myśli Aarona.
-Nic, po prostu…
-Możesz mówić, wiesz, że akurat w słuchaniu jestem najlepszy- no więc Aga z grubsza nakreśliła mu sytuację. Siatkarz, tak jak obiecał, cierpliwie jej wysłuchał.
-Podsumowując, uważasz, że Aaron leci na Twoją matkę?- zapytał z lekkim niedowierzaniem.
-Nie widziałeś go dzisiaj, to było straszne.
-Myślę, że możesz być spokojna. To pewnie głupie zauroczenie, coś w rodzaju zabujania się w nauczycielu. Przejdzie mu.
-No nie wiem…
-Nie byłoby problemu, gdybyś po prostu z nim porozmawiała i powiedziała mu wreszcie co do niego czujesz.
-Chyba zwariowałeś.
-Żebyś tylko potem nie żałowała. O popatrz- wskazał na podjeżdżający samochód- Twój Romeo wrócił.
-Ciekawe gdzie się tak spieszył-zastanawiała się Aga. Ale bardzo szybko się dowiedziała, ponieważ właśnie szarmancko otwierał drzwi od strony pasażera, by pewna blond piękność mogła wysiąść.
A gdy Aaron wziął ją za rękę i szczęśliwi poszli sobie w stronę wejścia do klubu, Aga nie wytrzymała i wybuchnęła płaczem.
-Chodź- powiedział do niej Sam cicho- zawiozę Cię do domu.
Nie protestowała, nawet nie wiedziała, w którym momencie znaleźli się pod jej domem.
-Jak chcesz to możesz się przespać u mnie- zaproponował Amerykanin.
-Nie chcę Ci robić kłopotu- odparła, ale tak naprawdę chciała. Nie miała ochoty wracać do domu, nie w takim stanie.
-No co Ty. Zamówimy pizzę i pogramy w gry video. Od razu zrobi Ci się lepiej- stwierdził i, nie zważając na jej protesty, zabrał ją do siebie.


Hej ;) oto kolejny rozdział moich wypocin. Nie wierzę, że ktoś to czyta, oczywiście poza moją fanką nr 1 xD, ale jeśli jednak znaleźli się tacy mili ludzie, to bardzo proszę o zostawienie komentarza z krótką opinią. Dla Was to chwilka, a dla mnie ogromny zastrzyk motywacji do dalszego pisania.
Z góry dziękuję :*

9 listopada 2016

Rozdział 1


Październik 2016


''Co za miła odmiana'' pomyślał Aleksandar Atanasijevic, wysiadając z samolotu. Miał na myśli oczywiście słoneczną pogodę. Kiedy wylatywał z Belgradu, mocno padało. Jesień pełną parą.
Podczas pobytu w Polsce pogoda również go nie rozpieszczała. Nie to co tutaj. Był październik, a temperatura bliska 30 stopni. Odetchnął głęboko, założył czarne Ray-bany i spojrzał w niebo. Rozpoczynał nowy rozdział w życiu. Czekał na ten moment od w chwili, w którym podziękowali mu za grę w Bełchatowie. Chociaż podziękowali to zbyt mocne słowo, ale w Polsce tak się postępuje ze sportowcami, którzy nie mają zamiaru się podporządkować. W końcu udowodni wszystkim ile wart jest tak naprawdę.
Z głębokich, jak na jego możliwości, rozmyślań wyrwał go piskliwy głos.
-Jezu Aleks, rusz się wreszcie!
-Nie drzyj się tak- odpowiedział swojej dziewczynie niezbyt miłym głosem. Zaczynała poważnie działać mu na nerwy. Z reguły bardzo za nią tęsknił, ale gdy dochodziło do spotkania, już po godzinie miał jej dość.
-Jak Ty się do niej odzywasz?!- skarciła go matka. Super jeszcze tego mu brakowało, żeby matka i Sara utworzyły jakąś koalicję.
-On się tak zachowuje cały czas- zawyła Sara płaczliwym tonem. Tylko na tyle mogła się zdobyć, gdyby rzeczywiście się popłakała, to rozmazałaby sobie makijaż. To by była dopiero katastrofa!
-Aleksandar, nie tak Cię wychowałam- chłopak przewrócił oczami i zrezygnowany zwrócił się do swojej lubej:
-Sorry mała- chyba nie podziałało, bo upokorzona strona wydęła usta i ignorując Aleksa, zaczęła rozglądać się na boki.
-Dobra spadamy, bo głodny jestem- oznajmił siatkarz i ruszył przed siebie.
-Ale, ale...
-Co znowu?!
-MADONNY NIE MA!
-Jak to?
-Normalnie, ten idiota, który się nią zajmował, gdzieś zniknął!
-Zaraz mnie coś trafi...
-Zrób coś!
-Jeśli myślisz, że będę latał za Twoim głupim...- nie dokończył, bo Sara zamachnęła się i walnęła go z liścia. Z zaskoczenia aż się cofnął, a dziewczyna wpadła w histerię. Na szczęście zaraz na horyzoncie pojawił się wyżej wymieniony idiota prowadząc Madonnę. Serbka szybko swoją wściekłość przekierowała na asystenta, który podczas podróży opiekował się jej skarbem. Biedny chłopak, chciał tylko, żeby Madonna po czasie spędzonym w samolocie, w końcu załatwiła się jak trzeba.
-Czy ja Ci pozwoliłam się z nią oddalać?!
-Ja…
-Nie pozwoliłam, a teraz mi ją oddaj!- i wyrwała mu z rąk ślicznego maltańczyka, który chyba nie był z tego powodu zadowolony. Ogólnie to cały czas się trząsł z przerażenia- już dobrze…- mówiła do psa kojącym głosem, ale on wciąż próbował się uwolnić.
-Ej, Ty Ivo- zawołał Aleks do chłopaka- weź walizki!
-Ivan-odparł chłopak poirytowanym głosem- mam na imię Ivan!
Ale nikt go już nie słuchał. Zrezygnowany, ciągnąc walizki, powlókł się za nimi.

                                                                                              ***

-Gdzie mama?- zapytała Aga, wchodząc do kuchni.
-Poszła do solarium- odparł Marco z uśmiechem. Marco Moretti był drugim mężem mamy Agnieszki. To dla niego przeprowadzili się do Włoch 8 lat temu.
-Nigdy nie zrozumiem tej kobiety- westchnęła Aga i wzięła się za pożeranie jogurtu.
-Opalenizna jej wyblakła. A z resztą opalanie w solarium jest mniej czasochłonne niż wylegiwanie się na plaży przez cały dzień- rzekł z powagą mężczyzna.
-Mówi to człowiek, który jest ciapaty od urodzenia…
-Co to znaczy ciapaty?
-Tak w Polsce się mówi na osoby o ciemnej karnacji- odpowiedział mu brat Agi, Karol, który właśnie wpadł do kuchni.
-Hmm, zapamiętam.
-Ej siostra, podwieziesz mnie do szkoły?
-Nigdzie się nie…- przerwał jej dźwięk sms-a.

Od Aaron:

Hej Groszku!
Wpadaj za 20 min na schody. Będę czekał :*

-Zbieraj się, zaraz jedziemy!- zawołała radośnie Aga do swojego brata i pobiegła na górę się szykować.
-A jej co?- zapytał zdziwiony Marco.
-Russell wzywa- oznajmił cicho. Włoch tylko wzruszył ramionami.
Po chwili rodzeństwo zapakowało się do auta. Aga nuciła sobie pod nosem jakąś bliżej nieokreśloną piosenkę. Wiadomość od Aarona bardzo ją ucieszyła. Już nie mogła się doczekać kiedy go zobaczy. Nie widzieli się od ponad trzech miesięcy. Aaron był amerykańskim siatkarzem i w związku z tym, ostatnim czasem, przebywał na licznych zgrupowaniach reprezentacji USA. Był bardzo zajęty gdyż  2016 rok był rokiem olimpijskim, ale zawsze znalazł trochę czasu, żeby pogadać na skajpaju.
-Jesteśmy- zakomunikowała podjechawszy pod stary budynek szkolny, do którego też kiedyś uczęszczała.
-Dzięki- rzucił tylko chłopak i wysiadł z samochodu, a Aga ruszyła w kierunku stałego miejsca spotkań z przyjacielem.
Kiedy dojechała, zauważyła, że Aaron już siedzi na schodach[1] a w rękach trzyma dwa kubki kawy. Pobiegła w jego stronę. Amerykanin, widząc na co się zanosi, dosłownie w ostatniej chwili położył kawę na ziemi i złapał Agę, która z piskiem wskoczyła mu w ramiona. Dzięki fantastycznej koordynacji ruchowej Aarona nie sturlali się na sam dół i nie potłukli sobie czterech liter.
-Taa Groszku, też się cieszę, że Cię widzę- wymamrotał z trudem, bo głowa dziewczyny wbijała mu się w krtań, co trochę utrudniało oddychanie.
-Tęskniłam- powiedziała cicho w jego T-shirt.
-Brałaś coś?- zapytał zaskoczony Aaron, wyswobadzając się z niedźwiedziego uścisku. Aga nie była wylewną osobą, dlatego to wyznanie bardzo go zdziwiło.
-Pokaż już ten medal!- zażądała zmieniając temat. Wyciągnął z kieszeni srebrny krążek i podał go Adze.
-Hmm, szału nie ma, staniki nie latają- zażartowała oglądając go z każdych stron.
-Pff, toż to zniewaga- oburzył się Russell i wziął z powrotem swoją własność.
-Heloł! To Ty trzymasz medal w kieszeni.
-Lubię go mieć przy sobie- powiedział i pomiział się nim po policzku- a z resztą jest mój i mogę sobie z nim robić, co chcę!
-Głupek.
-Po prostu mi zazdrościsz.
-Srebrnego medalu?!- Aga wybuchnęła śmiechem- mam Ci przypomnieć, z kim ponieśliście sromotną klęskę w finale?
-Oj tam, oj tam. Przyfarciliście i tyle.
-Taa, pewnie.
-A właśnie, przywiozłem Ci coś.
-Ale fajnie- odparła podekscytowana Aga. Jej entuzjazm zmalał, gdy okazało się, że tym fantastycznym prezentem był breloczek do kluczy z napisem ‘’RIO’’.
-Nie podoba Ci się- zauważył urażony.
-No wiesz, spodziewałam się raczej Matta Andersona w walizce, ale breloczek to też nie głupia sprawa. Nawet bardzo przydatny… Masz gest.
-Niestety Matty nie zmieścił się do walizki. Do Włoch też się w najbliższym czasie nie wybiera, więc musi Ci wystarczyć breloczek. Może Cię pocieszy to, że raz oberwał nim w głowę.
-Wow, mój breloczek dotknął głowy Matta Andersona. Teraz mogę umierać szczęśliwa.
-Mam też to- i wyciągnął z treningowej torby antyramę wielkości A4. Tym razem prezent okazał się trafniejszy. Było to zdjęcie Andersona z gołą klatą, owiniętego flagą amerykańską, wraz z dedykacją.
-‘’Dla dzielnej Agi, która na co dzień wytrzymuję z tym kretynem. Matt’’- przeczytała zszokowana Aga.
-Przynajmniej wie o Twoim istnieniu. Miliony nastolatek zabiłoby za taki dedyk, więc lepiej się tym nie chwal, bo przeczuwam jakieś chore listy z pogróżkami.
-Zapamiętam. Jesteś najlepszy, dzięki.
-Dla Ciebie wszystko, Groszku- powiedział i objął ja, a ona położyła głowę na jego ramieniu. Jak zwykle musiała siedzieć schodek wyżej, żeby mniej więcej być z nim na jednym poziomie. I tak sobie siedzieli, aż nagle spostrzegli Carlę, która akurat przechodziła przez plac. Gdy ich spostrzegła, zmusiła się do sztucznego uśmiechu i podreptała dalej.
-Czasami mam wrażenie, że ona specjalnie tak za nami łazi- powiedział Aaron, patrząc w ślad za swoją byłą dziewczyną. Aga się nic nie odezwała, mimo że minęło już tyle czasu, wciąż czuła się winna.
-W ogóle to Denis i Christian robią imprezę.
-Z jakiej okazji?- Aaron spojrzał na nią jak na głupka- no tak, zapomniałam, oni nie potrzebują okazji.
-Stwierdzili, że trzeba oblać nasze srebro.
-Czyli Ty i Sammy będziecie gwiazdami wieczoru.
-Jak zawsze- odparł siatkarz- a, mam Ci przekazać, że oczywiście jesteś zaproszona.
-O nie!- z reguły wiedziała jak się kończą imprezy w wykonaniu chłopaków, zwłaszcza jeżeli zamieszani są w to Christian z Denisem.
-Najlepsze jest to, że wynajęli klub nocny. Także szykuje się ostra biba- powiedział zachwycony.
-To jest takie dziwne, przecież oni są Niemcami…
-No i?
-Ja wiem, że nie powinno się myśleć stereotypowo, ale Niemcy są tacy, no wiesz noł lajfy, tylko praca i praca, zero poczucia humoru…
-Życie potrafi zaskakiwać. Spójrz na to z innej strony. Polki podobno powinny być najpiękniejsze na świecie- zlustrował ją spojrzeniem od góry do dołu. Oberwał łokciem w żebra.
-Dupek.
-Żartuję, żartuję… Popatrz na swoją mamę, ona jest świetna.
-Serio, nie wierzę, że to powiedziałeś!
-Nie gadaj, że tego nie widzisz.
- O MÓJ BOŻE! Udam, że tej rozmowy po prostu nie było.
-Musisz przyznać, że jest niezła.
-JEST STARA!
-Wolę określenie doświadczona.
-Jesteś obleśny.
-Jestem facetem, czyli wszystko się zgadza- roześmiał się, a Agę przeszły ciary po plecach- fajnie się bawimy, ale…- spojrzał na zegarek- mam trening za chwilę, więc muszę lecieć.
-Spoko- odparła zawiedziona Agnieszka. 
-Zobaczymy się później- pocałował ją w policzek, pożegnał się i pojechał na trening.




[1]Schody w Perugii, na których All Day All Night przesiadują studenci.
Aga i Aaron też.

2 listopada 2016

Prolog

18 kwietnia 2014

Aga usiłowała czytać książkę, gdy twarz matki pojawiła jej się przed oczami. Dosłownie. Najwyraźniej próbowała coś przekazać własnej córce, ale muzyka w słuchawkach skutecznie uniemożliwiała komunikację. Dziewczyna z rozbawieniem obserwowała swoją rodzicielkę, która niezwykle zażarcie gestykulowała. Z każdym ruchem jej sukienka podciągała się o 5 cm. Aga, nie chcąc podziwiać majtek prawie czterdziestoletniej kobiety, ściągnęła słuchawki i spojrzała na nią z pytającym wyrazem twarzy.
-Aguś, kochanie, czy Ty naprawdę tak chcesz spędzić swoje 19 urodziny?- zapytała zrozpaczonym tonem.
-Jak już wspominałam, to jest najbardziej satysfakcjonujący mnie sposób na spędzenie moich urodzin.
-Ale dlaczego?!
-Bo tak mi się podoba!
-Boże, gdzie popełniłam błąd?- Aga przewróciła oczami. Przyzwyczaiła się już do wielkich dramatów, które odstawiała jej matka. Taka po prostu była i już. Przez wiele lat zastanawiała się czemu nie może mieć normalnej matki, z którą można by było normalnie porozmawiać.
-Przykro mi, że wolę się uczyć do egzaminu, niż szlajać się po imprezach.
-Kiedy ja byłam w Twoim wieku...- zaczęła kobieta rozmarzonym tonem.
-O ile się nie mylę, to byłaś już ze mną w ciąży, także nie dziw się, że nie chcę iść w Twoje ślady...
-Wiecznie chodziłam na imprezy- kontynuowała, kompletnie ignorując swoją córkę- bawiłam się, korzystałam z życia... Ty też powinnaś.
-Nie rozumiem czemu robisz z tego taką wielką sprawę. Dzień jak co dzień. Nic specjalnego. Przecież urodziny mam co rok.
-Coraz częściej zastanawiam się nad tym, czy przypadkiem Cię nie podmienili w szpitalu- oburzyła się pani Natalia. Auć, trochę zabolało, ale Aga nie dała po sobie niczego poznać.
-No popatrz, czyli jednak mamy ze sobą coś wspólnego- odparła Aga obojętnym tonem. Sięgnęła po książkę i wróciła do czytania. Trzaśnięcie drzwiami poinformowało ją o wyjściu jej matki.
Aga rozłożyła się wygodniej na łóżku i poświęciła się lekturze. Rozmowa z rodzicielką lekko wytrąciła ją z równowagi, ale zdawała sobie sprawę, że przynajmniej dzisiaj, matka odpuściła.

Spokój nie trwał długo. Po niecałej godzinie do jej pokoju wpadła Carla.
-Ciao bella- przywitała się Carla.
-Co Ty tu robisz?- zapytała zdziwiona Aga.
-Jak to co? Zabieram Cię na miasto- odparła szybko.
-Nie chcę iść na miasto.
-To mnie akurat najmniej w tym momencie obchodzi- oznajmiła, podchodząc do szafy- dziewczyno, są Twoje urodziny, nie możesz ich spędzić na...- rozejrzała się po pokoju, próbując odgadnąć, co jej koleżanka robiła, zanim ona się pojawiła- czytaniu książki- dodała z niechęcią.
-Niestety, niektórzy nie wyglądają tak jak Ty i muszą się uczyć- powiedziała niezbyt przyjaznym tonem. Carla tylko wzruszyła ramionami i wróciła do grzebania w szafie. Po chwili wyciągnęła z szafy trzy sukienki i rzuciła je w stronę Agi.
-Przymierz- rozkazała tonem nieznoszącym sprzeciwu. Z każdą kolejną sukienką jej entuzjazm się zmniejszał.
-Nie mam się w co ubrać- zauważyła z udawanym przerażeniem- chyba nici z naszego wypadu...
-Chciałabyś- odparła i wpadła na genialny pomysł- pani Natalio!- zawołała.
-O nie, tylko nie matka...
-Wołałaś mnie kochana?- zapytała wpadając do pokoju.
-Tak, mamy tu problem.
-O co chodzi?
-Aga nie ma żadnej sukienki, w której mogłaby pokazać się publicznie.
-To niemożliwe!- teatralnym gestem złapała się za serce.
-Może pani jej coś pożyczy, bo nie mamy czasu, żeby iść do mnie- zaproponowała Włoszka.
-Oczywiście, chodźcie za mną.
Garderoba pani Natalii składała się z samych sukienek, które przyprawiłyby o rumieńce niejedną dwudziestolatkę, ale jej to nie przeszkadzało. Pani Natalia miała 38 lat, a wyglądała na 25. Piękna, wysoka blondynka z nogami do nieba. W głębi duszy Aga ubolewała nad tym, że w niczym jej nie przypomina, ale nigdy nikomu się do tego nie przyznała. Życie w cieniu własnej rodzicielki może podkopać samoocenę, zwłaszcza jeżeli w całości podało się na ojca.
-Ta będzie idealna- powiedziała Carla, a Agę, na widok odzienia, ogarnęło przerażenie.

2 godziny później

-Wyglądam strasznie- powiedziała po raz kolejny Aga, obciągając sukienkę, a raczej bluzkę, którą ktoś pomylił z sukienką. -Wyglądasz świetnie- odparła Carla, podając jej drinka- napij się to poczujesz się lepiej. -Nie sądzę- mruknęła cicho, tak, że dziewczyna jej nie usłyszała. Z resztą nie musiała się specjalnie starać. Muzyka była tak głośna i przytłaczająca, że rozmowy nie były wskazane. -Zostaw tę sukienkę w spokoju! -Dobra, dobra. -Chodź zatańczymy- zawołała Włoszka i zaciągnęła Agę na parkiet. Alkohol szybko uderzył im do głowy i zabawa sie rozpoczęła.
-Patrz!- Carla szturchnęła Agę tak mocno, że gdyby dziewczyna nie przytrzymała się stolika spadłaby z niemiłosiernie wysokiego krzesła. A może to skutek uboczny wypitych drinków? -Auu, pogięło Cię?- wybełkotała Aga, masując bok. Była już nieźle wstawiona. -Ale wielcy- powiedziała spostrzegawczo, a jej usta ukształtowały się w literę ''O''. Aga podążyła za spojrzeniem przyjaciółki i zobaczyła grupkę niewiele starszych od nich chłopaków, którzy stali po drugiej stronie sali i zaczepiali każdą dziewczynę, która się napatoczyła. Rzeczywiście byli wielcy i nawet przystojni. Zwłaszcza jeden z nich i gdy Aga wreszcie go ujrzała, poczuła dziwne uczucie w żołądku. Był wysoki, jak reszta, miał brązowe włosy i zniewalający uśmiech. Tak się biedna zapatrzyła, że straciła czujność i tym razem, z głośnym huknięciem, wylądowała na podłodze. Czas jakby się zatrzymał, wszyscy patrzyli na nią, jedni z rozbawieniem, inni z politowaniem, ale Aga nie poczuła ani krzty wstydu. Była na to zwyczajnie za pijana. -Pomóż mi wstać!- zawołała do Carli, a ta zamiast wyciągnąć pomocną dłoń, starała się zachować równowagę. Było to trudne, bo po pierwsze miała bardzo wysokie szpilki, którym nie sprzyja alkohol, a po drugie prawie leżała na ziemi ze śmiechu.
-Bardzo śmieszne- stwierdziła zrezygnowana Aga. Zaczęła się rozglądać za czymś, czego mogła się podtrzymać, ale wokół siebie widziała tylko krzesła wyglądające na niestabilne.
-Hej, kolego!- Carla zwróciła się do jakiegoś przechodnia- mógłbyś pomóc mojej przyjaciółce, bo...- niepohamowany wybuch śmiechu- spadła z krzesła... -Nie rozumiem- odparł po angielsku posiadacz głębokiego głosu, od którego włosy stawały dęba, a libido wskakiwało na najwyższy level. Dziewczyna przetłumaczyła chłopakowi prośbę na język ojczysty, a on wspaniałomyślnie się zgodził. Tylko jedna osoba nie była zadowolona, oczywiście Aga, gdyż okazało się, że jej wybawicielem jest wcześniej zauważony grecki bóg o brązowych włosach i pięknych orzechowych oczach, które teraz przeszywały ją na wskroś. Dokonał szybkich oględzin i stwierdziwszy, że nie doznała żadnych obrażeń, zwrócił się do Carli. -Jestem Aaron- przedstawił się. -Carla- odparła z uwodzicielskim uśmiechem. Mimo tego, iż po ataku śmiechu miała rozmazany makijaż, wciąż była piękna. Typowa włoska uroda, której nikt się nie oprze, a Adze na pocieszenie został kolega chłopaka, równie wysoki, lecz nie tak przystojny- Sam.